Wolontariusz który wręczył mi ulotkę zapewniał, że są to najlepsze projekty zgodnie popierane i przez Radę Osiedla, i przez parafię. Oto one:
1) Plac zabaw w Parku Grabiszyńskim, w pobliżu Górki Skarbowców (685)
2) Edukacyjna Strefa Zabawy, czyli pisząc po ludzku: też plac zabaw. Ma to być jednak linowy plac zabaw (681)
3) Siłownia Zewnątrzna w Parku Grabiszyńskim (400)
4) Remont ulicy Blacharskiej (350)
5) Oświetlenie głównych alej Parku Grabiszyńskiego (764)
Wyremontowanie ulicy jest bardzo użyteczne, placów zabaw też się nie czepiam. Siłownia to moim zdaniem słaby pomysł, bo z doświadczenia wiem, jak w praktyce wygląda ich użytkowanie. Ale skąd wziął się pomysł oświetlenia parku?
Też lubię wieczorem przejść się po parku. I być może wygodniej by mi było, gdyby był on oświetlony (choć z drugiej strony - może wtedy przestałbym lubić wieczorne spacery?) Czy z tego powodu trzeba wydawać wspólne pieniądze na oświetlenie? Przecież spacerek przy lampce nie jest pierwszą potrzebą, czymś bez czego nie da się żyć. Jest tylko kwestią wygody, żeby nie powiedzieć wprost - wygodnictwa. Oświetlenie parku to nie tylko koszty budowy lamp. Tę infrastrukturę trzeba będzie utrzymywać i za tę wygodę miasto, czyli jego mieszkańcy, będą musieli zapłacić. Jedno z najbardziej zadłużonych miast w Polsce będzie płaciło za to, aby w nocy pod drzewem nie było ciemno.
Kolejną sprawą, może i mniejszej wagi, ale nadal istotną jest kwestia ochrony środowiska. Istnieje coś takiego jak "zanieczyszczenie świetlne", czyli zaburzanie naturalnego rytmu dnia i nocy poprzez nadmierne oświetlanie zbyt dużych obszarów. Część zwierząt jest wypieranych we swoich siedzib, a wielu gatunkom ptaków utrudnia to przemieszczanie się. Wiewiorki i inne takie nie są może najważniejsze, zgodzę się. Tylko żeby potem nie było zdziwienia, dlaczego to ich nagle w parku nie ma. A, i przypomnę tylko: ludzie to też organizmy żywe.
Gdy poruszyłem temat kosztów tego przedsięwzięcia, usłyszałem, że nie ma się co martwić "... bo przecież to miasto za to zapłaci". No cóż, mój rozmówca miał rację, miasto rzeczywiście za to zapłaci. I jak nie za to, to za coś innego, bo w końcu są pieniadze do wydania, to czemu nie wydać. Czyli stało się to, czego się obawiałem. Styl myślenia charakterystyczny dla polityków i biurokratów pojawił się także u ludzi niezwiązanych formalnie z urzędami.
Skoro i tak pieniądze muszą być wydane do dnia tego i tego, no to wydajmy je. Bo jak nie, to jeszcze ktoś pomyśli, że ich mamy za dużo, i w następnym roku da mniej. A jeśli już ma być ta kasa wydana, no to niech będzie wydana "u nas": w naszym regionie, w naszej okolicy, w naszej partii. Tak, tak - w naszej partii też. Śmieszna sprawa, ale to jest właśnie ten styl myślenia, za który wszyscy jak jeden mąż gromią polityków.
Rozumiem, że te pieniadze z WBO tak czy siak będą wydane. Ja wolę, żeby naprawiono za nie ulicę, choćby i na drugim końcu Wrocławia (nawet jeśli nigdy z niej nie skorzystam) niż zrobić coś, z czego nie ma szczególnego pożytku, a będzie trzeba każdego dnia utrzymywać.
Więcej o zanieczyszczeniu światłem można przeczytać tu:
http://www.ciemneniebo.pl/pl/zanieczyszczenie-sztucznym-swiatlem