Pół roku temu w Gdańsku inny bandyta również pchnął nożem człowieka. Wówczas niemal zewsząd słyszałem o tym, jak to „słowa przechodzą w czyny”, więc winą za śmierć miała być rzekoma „nagonka”. Ze strony celebrytów czy intelektualistów (w sumie też celebrytów, ale pozujących na mądrzejszych) dało się słyszeć chóralne potępienia „hejtu”. A przez niektórych tragedia została wręcz wykorzystana jako doskonała tarcza do ochrony przed krytyką swojej osoby.
Dziwna rzecz, że teraz podobne mądrości nie wylewają się strumieniami z ekranów. A wydarzenia z naszego miasta zdecydowanie bardziej pasują do narracji o nagonce i ataku z nienawiści.
Człowiek który zabił śp. Adamowicza był leczony psychiatrycznie, a ten który próbował zabić wrocławskiego księdza nie ma stwierdzonych problemów z głową. Wariata może sprowokować wszystko, ale co popycha do takich czynów osobę zdrową na umyśle?
Zabójstwo gdańskiego prezydenta nie było bezpośrednio poprzedzone jakimś szczególnym szczuciem przeciwko jego osobie. Polityk był ostro atakowany, to prawda. Ale to się działo na długo przed tym tragicznym wydarzeniem. W przypadku księdza atak nastąpił po publikacji dwóch filmów, które część ludzi odbiera, niestety, w pewien określony sposób. Niezależnie od tego jakie byłyby rzeczywiste intencje twórców.
Zabójca z grudnia mówił, że zrobił to z zemsty za swój pobyt w więzieniu (co jeszcze raz pokazuje, że ma słaby kontakt z rzeczywistością, bo to policja i sądy zajmują się wsadzaniem do paki a nie prezydenci miast). Niedoszły morderca sprzed paru dni pytany o to, czy motywem był antyklerykalizm odparł ponoć, że „to dobry trop”.
To gdzie się podziały te wszystkie mędrki od hejtu?