Po trzech porażkach z rzędu co bardziej niecierpliwi i nerwowi zaczęli już oczyma wyobraźni widzieć na ławce trenerskiej legniczan np. Jacka Magierę, niespodziewanie zwolnionego niedawno z Legii Warszawa. Tymczasem Dominik Nowak zamknął krytykom usta. W starciu z tyszanami szkoleniowiec zielono-niebiesko-czerwonych dokonał słusznych posunięć. Na szpicy zagrał Przemysław Mystkowski, który odpłacił za zaufanie bramką. Dobre spotkanie zagrał wreszcie Marquitos. Z kolei po przerwie, gdy na murawie zameldował się Mladen Bartulović, drugi gol dla Miedzi wisiał w powietrzu.
- Taki mieliśmy plan na to spotkanie. Chcieliśmy mieć trzech ruchliwych zawodników z przodu, chcieliśmy poprzez częste rotacje i zmiany miejsc tworzyć przewagę w środku i to w wielu sytuacjach się udawało. Co do Kuby Vojtusa i Fabiana Piaseckiego, bo to są dwaj napastnicy, oni ciężko pracują na treningach i ja w nich wierzę. Nie są to piłkarze, którzy są na torze bocznym. Absolutnie. Mają moje wsparcie, są następne treningi i mecz. Ważne jest to, że możemy liczyć na każdego kto wchodzi, nawet dzisiejsze zmiany to pokazały - mówił po meczu Dominik Nowak.
Piątkowe spotkanie w Legnicy jednak rzeczywiście kosztowało trenera posadę. Był to jednak szkoleniowiec GKS-u. Jurij Szatałow rozstał się dzisiaj z tyskim klubem za porozumieniem stron. Posada Szatałowa była jednak zagrożona właściwie jeszcze przed startem sezonu. Już bowiem w letniej przerwie spekulowano, że misję awansu do LOTTO Ekstraklasy chcą w Tychach powierzyć komu innemu, co przy każdym potknięciu tyszan oczywiście przypominano. Z pewnością nie zwiększało to komfortu pracy sztabu szkoleniowego. Z zespołem rywali legniczan na boiskach Nice 1 Ligi pożegnał się również asystent Dietmar Brehmer. Takich problemów nie ma opiekun Miedzi, który wciąż cieszy się wielkim zaufaniem i sympatią fanów.
- Wsparcie kibiców to jest dla nas wielka sprawa. Dają nam wsparcie już przed meczem. Miedź będzie klubem wielkim jeżeli chodzi o kibiców, zawodników, o podejście i cel do którego dążymy - podkreślał Dominik Nowak.
Miedź po trzech porażkach z rzędu pokazała charakter. Stracona bramka nie zdeprymowała legniczan, którzy odwrócili losy spotkania. Mało tego, decydującego gola po niezwykłym rajdzie przez pół boiska zdobył stoper - Jonathan de Amo.
- To jest istotne. Oczywiście wolałbym, żebyśmy w końcu trafili taki mecz jak z Sosnowcem, gdy było łatwo, gładko i przyjemnie, ale tak nie ma w lidze. Trzeba cierpieć. Nie raz cierpimy, ale ważne, że w tym cierpieniu jest też duża wiara - zaznacza trener Nowak, który tak skomentował trafienie obrońcy: - Od połowy zamknąłem oczy i zostawiłem to już de Amo.
Z kolei główny bohater decydującej akcji meczu nie przypisywał sobie szczególnej roli w wygranej.
- Jestem typowym obrońcą, ale w tej sytuacji wyszedłem do ataku. Udało mi się minąć defensorów, nie byłem faulowany i strzeliłem gola. Nie miałem czasu o tym myśleć, to była instynktowna sytuacja, poszedłem szybko i po prostu strzeliłem. Napastnicy nie będą się ode mnie uczyć. Wszyscy ciężko pracują na treningach - przyznawał skromnie Jonathan de Amo.
Zwycięstwo pozwoliło Miedzi utrzymać bezpośredni kontakt ze ścisłą ligową czołówką. Legniczanie do miejsca premiowanego awansem wciąż tracą zaledwie dwa punkty. Teraz przed zespołem ze Stadionu im. Orła Białego kolejny poważny sprawdzian. Zielono-niebiesko-czerwoni zagrają na wyjeździe z nieobliczalną Olimpią Grudziądz.