Oczywiście, że nie. Moja wolność kończy się na wolności innego człowieka. Jeśli moje działanie ma na celu szkodę innego człowieka, to nie wolno mi tego robić. A jeśli to zrobię, pozostali ludzie (w naszej cywilizacji - sąd) mają prawo mnie ukarać. Gdybym próbował tłumaczyć, że zakaz strzelania do ludzi ogranicza moje prawo do swobodnego używania palca wskazującego i łamie moją wolność zostałbym uznany za osobę skrajnie bezczelną. A jeśli bym powiedział, że ludzie potępiający mnie powinni przestać interesować się cudzymi palcami, a skoro uważają strzelanie do ludzi za złe to mogą po prostu sami do nikogo nie strzelać, skierowanoby mnie do psychiatry.
Dlaczego piszę o takich oczywistościach? Już przechodzę do sedna sprawy.
Dyskusja na temat przerywania ciąży rozgorzała na nowo za sprawą obywatelskiego projektu mającego ograniczać możliwość dokonywania legalnej aborcji. Podczas sporów na temat samej propozycji oraz tematu przerywania ciąży w ogóle, stale przewija się pewien argument. Jestem niemal pewien, że Czytelnik musiał przynajmniej raz się z nim spotkać. Zgodnie z rozumowaniem, na którym się on opiera, kobieta ma prawo do aborcji, ponieważ ma prawo do decydowania o swoim ciele. Po przyjęciu takiego założenia zakaz lub ograniczenie aborcji jawi się jako ograniczenie wolności kobiety, a zatem przeciwnicy zakazu jako obrońcy wolności.
I właśnie w błędnym założeniu leży cały problem. Otóż człowiek dokonujący aborcji (nie tylko kobieta, mężczyzna również, choć w Europie dość rzadko) nie decyduje o swoim ciele. Decyduje o ciele kogoś innego, o ciele dziecka. Jest w porównywalnej sytuacji, co naciskający na spust pistoletu. Używa swojego ciała, owszem. Ale konsekwencją jest śmierć kogoś innego, a nie jego. Nie jest więc tak, że przeciwnicy legalnego przerywania ciąży chcą ograniczenia czyichś praw i wolności. Chcą, aby rodzice nie ograniczali praw i wolności swoich dzieci. Czyli występują w obronie wolności człowieka, a nie przeciwko niej.
Dlatego możliwość zabicia płodu ot tak, ze względu na „prawo do własnego brzucha” powinna być moim zdaniem zdecydowanie odrzucona. A co w przypadku powikłań ciążowych groźnych dla zdrowia i życia? Wyróżniłbym dwa podejścia.
Jedno z nich zakłada, że ludzie decydujący się na współżycie ponoszą wszelkie jego konsekwencje i ryzyka. W tym także ryzyko, że urodzi się dziecko, którym trzeba się będzie opiekować do końca życia lub nawet ryzyko śmierci ciężarnej. Założenie jest bardzo surowe, ale trzeba przyznać, że sensowne. Jeśli z własnej woli skaczę do wody „na główkę” to do siebie mogę mieć pretensje, że złamałem sobie kark. I nawet jeśli możliwe by było naprawienie mojego kręgosłupa kosztem zabicia innego człowieka, to prawo nie może na coś takiego dozwolić. Bo niby czemu ktoś miałby ponieść śmierć z powodu mojej decyzji?
Jest też inne podejście. Polega na tym, aby w pierwszej kolejności ratować większe dobro. Czasem zdarza się sytuacja na tyle beznadziejna, że trzeba wybrać między zabiciem dziecka, a pozwoleniem na śmierć i matki i dziecka. Uważam, że prawo powinno w tym przypadku zezwalać na aborcję. Napiszę to brutalnie: lepszy jeden pogrzeb niż dwa. Tak jak ekipa ratunkowa, która ma zbyt Malo czasu, aby uratować wszystkich ratuje jak najwięcej ludzie, tak samo powinno działać prawo w kwestii aborcji. Gdy utrzymanie ciąży spowodowałoby śmierć ich obojga dość oczywistym wyborem staje się ratowanie choć jednego z nich, czyli matki. Kosztem zabicia dziecka, niestety.
Inna sytuacja to wybór między uratowaniem życia jednego, a drugiego. Gdy do lekarza trafiają dwie osoby z wypadku i jest na tyle mało czasu, że może on uratować tylko jedną z nich, to wybiera on kogoś, kto ma większe szanse. Nie ocenia płci, koloru skóry czy wieku. Czy nie tak samo powinno się stać w przypadku niebezpiecznej ciąży? Niech ratowany będzie ten, kto ma większe szanse na przeżycie. Kosztem śmierci drugiego, niestety.
Możliwe jest też to, że ciąża może uszkodzić ciało matki i pozbawić ją sprawności. I znowu odwołajmy się do przykładu wypadku. Jeśli lekarz może ratować czyjąś sprawność lub życie (tylko jedno z nich), to co wybiera? Ratowanie życia. Wybiera większą wartość, kosztem mniejszej. Nie robimy z tego powodu rabanu, prawda? Więc nie róbmy również wtedy, gdy chodzi o aborcję.
Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego część osób woli zabić dziecko, niż pozwolić umrzeć matce. Gdyby postawiono nas przed wyborem śmierci osoby bliskiej, a śmiercią zupełnie nieznanej osoby z drugiego końca świata, to zapewne wybralibyśmy śmierć kogoś obcego. Nie ma się co dziwić. Nienarodzony człowiek jest w pewnym sensie kimś „obcym” – nigdy go nie widzieliśmy, nigdy z nim nie rozmawialiśmy, więc łatwiej jest znieść jego śmierć. Nie jest to oczywiście uczciwe, ale… jest zrozumiałe.
Co nie oznacza, że prawo powinno na to zezwalać. Ono ma bronić zasad. Dlatego moim zdaniem prawo powinno zakazywać zabijania nienarodzonych ludzi, a jedyny wyjątek to dwa przypadki wskazane powyżej.