- Piękne uczucie, bo jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło wchodząc z ławki strzelić bramkę. Dzisiaj był ten pierwszy raz i cieszę się bardzo z tego – mówił po spotkaniu Mateusz Radecki. - Na pewno łatwiej było wejść na boisko, pewniej się czułem, bo drużyna wygrywała 4:0. Przy takim wyniku każdemu się lepiej grało, każdy czuł się pewniej i było to widać – dodawał.
Spotkanie doskonale ułożyło się dla wrocławian. Po nieco ponad kwadransie WKS prowadził już dwoma bramkami. Dwie kolejne zielono-biało-czerwoni dołożyli jeszcze przed przerwą.
- Weszliśmy dobrze w mecz, każdy był pewny siebie, tego co robi. Stwarzaliśmy sobie sytuacje, szybko strzeliliśmy bramkę na 1:0, później poprawiliśmy na 2:0 i mieliśmy mecz pod kontrolą do samego końca. Drużyna Miedzi nie stworzyła sobie praktycznie żadnej sytuacji – oceniał piłkarz pochodzący z Radomia.
Była to druga wyjazdowa wygrana Śląska. Co ciekawe wrocławianie na obcym terenie zdobyli w tym sezonie punkt więcej, choć rozegrali mecz mniej.
- W końcu się to odwróci. We Wrocławiu brakuje troszkę szczęścia, bo stwarzamy sobie dużo sytuacji. Mamy słupki, poprzeczki, nie chce ta piłka trafić do siatki. Myślę, że to wszystko się odwróci i ta suma szczęścia będzie się równała zeru – zauważa Radecki.
Strzelec piątej bramki zachwycony był zarówno wynikiem, jak i atmosferą panującą w piątek na Stadionie im. Orła Białego.
- Bardzo mi się podobała atmosfera, fajna była oprawa na trybunach, mecz przyjaźni. Fajnie to wyglądało, fajnie się na to patrzyło – podkreślał Mateusz Radecki. - Jeśli chodzi o grę, nie było się do czego przyczepić, wszystko nam wychodziło. Wygraliśmy 5:0 i nie ma co szukać tutaj jakiś negatywnych rzeczy – uzupełniał.
Mimo meczu przyjaźni na boisku nie było taryfy ulgowej.
- Wiadomo, na boisku nie ma przyjaciół, kolegów, tylko gra się dla siebie, dla klubu i dzisiaj to było widać. Każdy chciałby wygrywać jak najwyżej. Mam nadzieję, że podtrzymamy tę passę w następnym meczu pucharowym i ligowym – kończył Mateusz Radecki.