Tym samym mistrz Jan Urban okazał się lepszy od swojego ucznia. Pokonując obrońców tytułu zielono-biało-czerwoni udowodnili, że będą groźni dla każdego, a przedsezonowe zapowiedzi walki o wysokie cele nie były tylko sloganami mającymi przyciągnąć kibiców na zbyt często świecące pustkami trybuny pilczyckiego giganta. Teraz grę wrocławian ogląda się z przyjemnością.
- Daleka droga jeszcze do końca, ale my chcemy grać w piłkę. Nie interesuje mnie tylko walka i długa piłka, bo nikt wtedy nie ma radości z oglądania tego, z gry. Wydaje mi się, że w wielu spotkaniach na początku tego sezonu pokazaliśmy, że chcemy grać w piłkę. Nie zawsze to wychodzi. Czasami pechowo przegrywaliśmy, ale w ten sposób chcemy grać. Wydaje mi się, że grając w taki sposób uda nam się przyciągnąć większą liczbę kibiców na mecze - podkreślał Jan Urban, po wygranej z Legią.
W minioną sobotę ręce same składały się do oklasków, co oglądała rekordowa ostatnio liczba 24 086 widzów. Zielono-biało-czerwoni w czterech meczach przed własną publicznością odnieśli trzy zwycięstwa, raz remisując. Teraz piłkarzy Śląska czeka wyjazdowe starcie z rewelacyjnym beniaminkiem z Zabrza. W przypadku wygranej WKS mocno zbliży się do ligowego podium, co może oznaczać kolejny rekord frekwencji w starciu z liderującym w tabeli Lechem Poznań. Ten mecz już w piątek 22 września o godz. 20:30 we Wrocławiu.
Śląsk zdominował mistrzów kraju, chociaż w wyjściowym składzie zabrakło dwóch podstawowych graczy - Jakuba Koseckiego i Michała Maka, zmagających się z urazami. Od pierwszych minut wybiegło na murawę natomiast dwóch napastników - Marcin Robak i Arkadiusz Piech, którzy tworzą obecnie jeden z najgroźniejszych ataków w lidze.
- Arek wcześniej dobrze wyglądał, strzelił bramkę. Takie sytuacje, kiedy zawodnik jest pozytywnie nastawiony, bo mu się układa, też trzeba umieć wykorzystać - dodawał Jan Urban.
Pochodzący z Legnicy Robak, który do ekipy znad Odry dołączył po rozpoczęciu sezonu, ma na koncie już cztery trafienia. Piech na razie jedno, ale niebawem i to powinno się zmienić. Wrocławianie w każdym meczu grają ofensywnie, tak by strzelić jedną bramkę więcej niż przeciwnik. I na razie całkiem nieźle to wychodzi, bo choć WKS w każdym meczu tracił przynajmniej jednego gola, to na koncie ma 12 punktów, a od sześciu spotkań nie przegrał.