– Będę chciał być bliżej klubu, zespołu, dając jasny przekaz wewnątrz i na zewnątrz: pracujemy w Chrobrym i każdy pracownik zostanie przeze mnie zaproszony do tego, żeby ciągnąć ten wózek w tym samym kierunku – mówi Jarosław Trawiński.
Jarosław Trawiński z wykształcenia jest prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, skończył także studia podyplomowe na Uniwersytecie Wrocławskim i Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu, posiada uprawnienia do zasiadania w zarządach i radach nadzorczych spółek wydane przez Ministra Skarbu Państwa. Uczestniczył w wielu seminariach, konferencjach i szkoleniach z zakresu zarządzania, m.in. EY Academy of Business.
Od 1999 r. jest związany z głogowską Famabą (obecnie E-Towers Famaba S.A.), gdzie m.in. kierował działem HR, następnie był dyrektorem administracyjnym, prokurentem, a ostatnio doradcą zarządu. Jarosław Trawiński jest także przewodniczącym Rady Nadzorczej PWiK w Głogowie.
Ze sportem związany od najmłodszych lat, absolwent klasy o profilu lekkoatletycznym w II LO we Wrocławiu, medalista ogólnopolskiej spartakiady młodzieży, mistrzostw polski młodzików, do dziś regularnie biega rekreacyjnie.
Czas wolny spędza z rodziną, głównie na szlakach górskich oraz kibicując ulubionym klubom sportowym. Jarosław Trawiński, 46 lat, żonaty, troje dzieci, w Głogowie od 1998 r.
Jakie osiągnięcia uważa pan za na największe w swoim zawodowym życiu?
W Famabie byłem od 1999 roku i gdy trafiłem do tej firmy, to mówiło się o niej, że zaraz upadnie. Miałem swój udział w jej ratowaniu, następnie rozwoju, będąc przy jej przekształcaniu w spółkę akcyjną, co było jednym z moich pierwszych zadań. Zostałem zatrudniony świeżo po studiach i miałem wspierać nowy zarząd w działaniach związanych z restrukturyzacją. Jako młody, nieopierzony prawnik musiałem zmierzyć się z masowymi zwolnieniami. Bywało, że dotyczyły one osób z wieloletnim stażem pracy. Sprzedawaliśmy również zbędny majątek. Było warto, po dwóch latach firma realizowała pierwsze zamówienia na produkty, które do dziś funkcjonują, jak wieże wiatrowe czy dźwigi przeładunkowe. Pracownicy szybko to chwycili i dzięki temu mogliśmy zacząć regulować zobowiązania. Gdy w 2004 roku Famaba była prywatyzowana, współpracowałem z doradcami ministra skarbu państwa i inwestorem, który zaraz potem zaproponował mi stanowisko dyrektora administracyjnego. Z czasem, jeszcze w czasach, gdy firma należała do Holendrów, mogłem objąć funkcję jej prezesa, jednak wówczas nie czułem się gotowy na podjęcie tego wyzwania. Ale odpowiadając na pytanie: za mój największy zawodowy sukces uważam swój wkład w to, jak dziś wygląda i funkcjonuje Famaba. Firma dała mi możliwość równoległego rozwoju i awansu zawodowego od najniższych stanowisk do wysokich szczebli zarządzania.
Co przemawiało za objęciem funkcji prezesa Chrobrego?
Propozycja objęcia funkcji prezesa Chrobrego złożona mi przez pana prezydenta była dla mnie zaskakująca. Ceniłem sobie stabilizację w Famabie, nie zakładałem żadnych zmian w swoim życiu zawodowym. Zacząłem jednak analizować całą sytuację. Uświadomiłem sobie, czym jest Chrobry i dla mnie i dla lokalnej społeczności. Miałem pozytywne odczucia związane z funkcjonowaniem klubu jako opartego na ludziach, których w większości znam i którzy - według moich spostrzeżeń z zewnątrz - podchodzą do swojej pracy z wielka pasją i poświęceniem. To bardzo ważne.
Jaki był pana dotychczasowy związek z Chrobrym?
Dotychczas byłem przedstawicielem firmy, która pozostaje jednym ze sponsorów, czyli E-Towers Famaba. Uczestniczyłem w ten sposób w życiu klubu, będąc obecnym podczas różnych eventów czy spotkań Klubu Biznesu. Druga cześć jest bardziej prywatna. Pochodzę z Milicza, a w Głogowie mieszkam ponad dwadzieścia lat. Na meczu byłem po raz pierwszy jeszcze w czasach drugiej ligi, z grającymi wtedy Helwigiem czy Machajem. Stadion był wypełniony, tak go pamiętam, i przychodząc na niego z teściem byłem zachwycony panującą w tym miejscu atmosferą. Chciałoby się, aby trochę klimatu z tych starych czasów wróciło. Przez lata uczucie rosło, dziś Chrobry jest po prostu moim ukochanym klubem. Dodatkowo jeden z moich synów jest zawodnikiem Akademii Piłki Nożnej i bardzo się z tego cieszę.
Jak wyglądają pierwsze godziny i dni na stanowisku prezesa?
Dzień upłynął bardzo szybko i był dosyć intensywny. Pierwsza połowa dnia to dopełnienie formalności związanych z objęciem przeze mnie obowiązków, następnie ważne spotkania z kilkoma pracownikami, które w moim odczuciu nie mogły czekać. Klub pierwszej ligi to potężna wartość dodana do bazy sportowej i na dziś najpilniejsze sprawy są związane z dokończeniem budowy pierwszego zespołu. Musimy być gotowi na czas do sezonu, który rusza za niecałe cztery tygodnie. Pion sportowy dobrze wykonuje swoją pracę, dzięki temu wiele rzeczy jest już w fazie finalizacji.
Czy można powiedzieć już o zadaniach i celach, które będzie pan chciał zrealizować?
Jestem w pełni świadomy, że jako prezes spółki akcyjnej będącej własnością miasta zarządzam mieniem publicznym, a w związku z tym wszelkie działania i planowanie nie mają sensu bez uzgodnienia z panem prezydentem. Na teraz wiemy, że w związku z wymogami licencyjnymi musimy wykonać podgrzewaną płytę stadionu. Jest koncepcja jak to zrobić, jednak wymaga ona uszczegółowienia i rozwinięcia. Poza tym istnieje koncepcja rozbudowy stadionu. Cieszę się, że pan prezydent należy do tych osób, które myślą nie tylko o tym, co za rok, a wybiega znacznie dalej.
Trudno mówić o innych rzeczach, bo już te podstawowe należą do kosztownych, a jeszcze mamy codzienne funkcjonowanie klubu i wszystkich obiektów. Chciałbym jednak to wszystko jeszcze bardziej sprofesjonalizować i usprawnić, od basenów przez Akademię Piłki Nożnej po klub.
Druga część, może nawet ważniejsza, dotyczy budowy atmosfery współpracy na wszystkich szczeblach spółki. Tylko dobrze funkcjonujący zespół ludzki będzie w stanie świadczyć usługi na miarę oczekiwań lokalnej społeczności.