Poprawią umiejętności społeczne, rozwiną swoje pasje. Może nauczą się czegoś pożytecznego? Sam nieco żałuję, że poświęcałem jako nastolatek zbyt dużo czasu na szkołę i walkę o oceny. Piszę to całkiem poważnie: myślę że moje życie by się nie zawaliło, gdyby miał średnią odrobinę niższą, ale nauczył się kilku innych rzeczy. Szanuję moje szkoły i dobrze wspominam moich nauczycieli, ale mówiąc językiem ekonomistów, trochę „przeinwestowałem” w edukację szkolną.
Dlatego uważam, że nieco przesadzamy z martwieniem się o to, że dzieci nie mają lekcji. Kiedy słyszę o pomysłach edukacyjnych władz Warszawy, to myślę nawet, że w przyszłości takie strajki mogą dzieciom wyjść na zdrowie. Poważnie.
No dobrze, a kto ma rację w tym sporze? Rząd czy strajkujący nauczyciele? A zapytajmy inaczej: co by się miało zmienić w edukacji w zależności od tego, czy rząd zgodzi się na podwyżkę płac?
Niewiele. To czy rząd spełni żądania strajkujących nauczycieli czy też nie, w edukacji nie zmieni właściwie nic. Ja całkowicie rozumiem, że oni chcą więcej zarabiać i nic złego w tym nie widzę. Tyle tylko, że poza sytuacją majątkową nauczycieli nic się nie zmieni. Szkoły dalej będą państwowe (samorządowe), finansowane z podatków i przymusowe.
Ja jestem za prawdziwą reformą systemu nauczania. Szkoły państwowe trzeba stopniowo, ale konsekwentnie zastępować prywatnymi. Mogą to być szkoły-firmy, szkoły-stowarzyszenia czy szkoły organizowane przez kościoły. A najlepiej, aby była tu różnorodność.
Uważam też, że zdecydowanie za dużo płacimy za edukację. Edukacja jest bezpłatna, ja wiem. I dlatego właśnie że bezpłatna, to jest taka droga. Dzisiaj za edukację płacimy za dużo i to w bardzo zawiły sposób.
Najpierw płacimy podatki: dochodowy oraz VAT podczas każdych zakupów, okazjonalnie jeszcze inne. Tu państwo pobiera prowizję na utrzymanie urzędników. Im się pieniądze za tę pracę naturalnie należą, nie przeczę. Niestety po tej prowizji pieniędzy jest mniej. Potem ministerstwo edukacji też pobiera swoją prowizję, bo rozdziela pieniądze na samorządy, a samorządy na szkoły. Płacimy i za szkołę i za ministerstwo edukacji, więc wychodzi drożej. Nie czujemy tego, bo system jest zawiły, ale płacimy.
Podatki trzeba obniżać, aby ludzi było stać na szkoły. Dziś wielu osób nie stać, bo muszą płacić wysokie podatki. Obecnie prywatne szkoły są tylko dla tych, którzy dobrze zarabiają. A powinny być czymś normalny, na porządku dziennym. I tak będzie. Po uwolnieniu edukacji i zmniejszeniu podatków będzie nas stać na prywatne szkoły.
To jest kierunek, który moim zdaniem warto obrać. Gdyby nauczyciele urządzili strajk pod takimi postulatami, to poparłbym od razu. Bo to byłby strajk w interesie całego Narodu.
To jak, chcemy prawdziwych zmian w edukacji? Ja chcę!